Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

środa, 9 lipca 2014

Mroczne oblicze legendy. Bernard Cornwell "Zimowy monarcha".

Bernard Cornwell. "Zimowy monarcha".

data pierwszego wydania: 15.04.1997 r,
stron: 448
przeczytane: 06.07.2014 r.

Z legendą o królu Arturze i rycerzach okrągłego stołu zetknęliście się pewnie niejednokrotnie. Nieraz słyszeliście o Świętym Graalu, zatopionym w kamieniu mieczu, Pani Jeziora, zamku Camelot, Galahadzie, Lancelocie i Merlinie. Wojownicy Artura stanowią zgodnie z konwencją ucieleśnienie wszelkich cnót, wzór honoru i odwagi, paradują na białym rumaku w wypolerowanych zbrojach i przelewają krew w obronie czci dam.

Jeśli w arturiańskich legendach tkwi choćby małe ziarnko prawdy i bohaterowie tych opowieści nie są całkowicie fikcyjni, to rzeczywistość, jak to zwykle bywa, najprawdopodobniej przedstawiała się nieco mniej cukierkowo. Z takiego założenia wyszedł Bernard Cornwell, znany i wybitny autor, którego można śmiało określić mianem celebryty gatunku "historical fiction". Postanowił on przygody Artura odmalować w sposób do bólu realistyczny, pokazując bez żadnej cenzury twarde i nieludzkie realia mrocznych wieków.

Przenosimy się więc na Wyspy Brytyjskie, jest przełom piątego i szóstego stulecia po Chrystusie, czas chaosu, przemocy i degeneracji. Rzymskie imperium pogrążyło się w niebycie, strawione przez wewnętrzne choroby i ostatecznie zgładzone przez barbarzyńców. Cywilizacja chyli się ku upadkowi, nikt już nie umie budować dróg i akweduktów, nikt nie zajmuje się literaturą i filozofią. Jedynym rzemiosłem, które rozwija się w nieskrępowany sposób jest wojna, jedynym prawem jest prawo siły. Ziemie brytyjskie uginają się pod naporem inwazji prymitywnych i brutalnych Saksonów, władcy pojedyńczych mniejszych i większych leżących na wyspach królestw nie potrafią wznieść się ponad podziały i wspólnie stawić czoła najeźdźcom, równolegle toczą się więc krwawe walki o dominację wśród Brytów.

Aż się prosi by powiedzieć, że w tym miejscu pojawia się heroiczny Artur, który w imię wyższych idei jednoczy zwaśnionych królów i wodzów, by stanąć naprzeciwko barbarzyńskiej fali. Ale nie tym razem, nie w tej powieści. Artura poznajemy w roli opiekuna Mordreda, nieletniego następcy tronu jednego z konkurujących o supremację państw brytyjskich. Nasz dzielny rycerz chciałby zjednoczyć ludność wysp pod jednym sztandarem i dzięki temu raz na zawsze odeprzeć Saksonów, na drodze do sukcesu stają mu jednak intrygi, animozje, niepohamowana żądza władzy oraz Ginewra - prawdziwa femme fatale, za której sprawą Artur traci głowę, zrywa ważne politycznie zaręczyny i doprowadza w ten sposób do krwawej rzezi. Jak potoczą się więć ostatecznie losy Brytów? Czy uda się powstrzymać najeźdźców? Tego nie dowiadujemy się w pierwszym tomie, stanowi on zaledwie ekspozycję i wprowadzenie do całej arturiańskiej trylogii.

Książka jest napisana w dość specyficzny sposób, stosunkowo chaotyczną i bałaganiarską narrację w pierwszej osobie prowadzi Derfel Cadarn, jeden z wojowników walczących u boku Artura. Gdyby powieść wyszła spod pióra Abercrombiego z jego mistrzowskimi dialogami i pięknie uporządkowaną strukturą, to pewnie ocena byłaby znacznie wyższa, sposób pisania Cornwella nie przypadł mi jakoś szczególnie do gustu. Mam zamiar jednak sięgnąć po kolejną część, bo sama fabuła jest niezwykle ciekawa a zamiłowanie autora do mediewistycznych szczegółów idealnie trafia w moje zainteresowania.

Moja ocena: 4-/6


1 komentarz: