Andrzej Sapkowski "Sezon burz"
data wydania: 05.12.2013r. (e-book), 06.11.2013r. (okładka miękka)liczba stron: 572
wydawca: superNOWA
przeczytane: 16.11.2013r.
Wielotomowy cykl opowieści o
wiedźminie Geralcie wspominam z dużą dozą sentymentu. Lata
dziewięćdziesiąte to czasy mojej wielkiej fascynacji "papierowymi" grami RPG oraz literaturą fantasy - wtedy spod znaku Ursuli K. Le
Guin, Raymonda E. Feista czy Michaela Moorcocka. Powstający w
tamtych czasach siedmioczęściowy tasiemiec Sapkowskiego wstrzelił
się więc idealnie w moje zainteresowania oraz wywrócił do góry
nogami komfortowy światek "średniowiecznej" fantastyki nie
wyłamującej się zbytnio z post-tolkienowskiej konwencji. Okazało
się nagle, że główni bohaterowie mogą mieć motywacje o wiele
bardziej przyziemne niż ocalenie świata przed zagładą, mogą
przeklinać, popełniać błędy i podejmować złe decyzje czy
zabijać z zimną krwią w imię własnych interesów. Elfy mogą być
okrutną i ksenofobiczną rasą zamkniętą w kręgu swoich
uprzedzeń, a krasnoludy mogą oddawać się pijaństwu i hazardowi
niczym, nie przymierzając, osiedlowi menele. Andrzej Sapkowski stał
się więc jednym z prekursorów tak obecnie modnego za sprawą "Game
of Thrones" nurtu mrocznej i naturalistycznej fantasy.
Dość jednak o wiedźminie sprzed
ponad 10 lat - zamierzam do niego jeszcze niedługo wrócić i
zweryfikować swoje młodzieńcze fascynacje, wtedy też z pewnością
powstanie jakiś obszerny post. Porozmawiajmy raczej o wiedźminie
współczesnym... który wziął wszystkich z zaskoczenia. Zważając
na zakończenie sagi oraz na wypowiedzi samego autora, mało kto
spodziewał się kontynuacji przygód Geralta. Z drugiej strony także
mało kto spodziewał się spektakularnego światowego sukcesu
komputerowej adaptacji - wydane w latach 2007 oraz 2011 przez CD
Projekt RED gry mocno zatrzęsły branżą i przyniosły deweloperowi
gigantyczne zyski. Podejrzewam więc, że niebagatelne znaczenie dla
reaktywacji cyklu miał aspekt biznesowy. Moje obawy o to, że mamy
do czynienia z typowym "skokiem na kasę" były więc silne, lecz na
szczęście jak się okazało raczej nieuzasadnione - "Sezon
Burz" to książka całkiem przyzwoita.
Wstrząsu na miarę "Krwi Elfów"
i natychmiastowej wpisania do kanonu klasyków spodziewać się nie
należy. Nowy tom nie ma już takiej świeżości, nie charakteryzuje
się aż takim rozmachem oraz - to mój podstawowy zarzut - trochę
kuleje w kwestii prezentacji bohaterów, którzy dawniej byli
niesamowicie wyraziści i żywi, mieli swoje motywacje i swoje
naprawdę niełatwe dylematy, teraz wydają mi się przedstawieni
dosyć dwuwymiarowo - ot, Jaskier brzdąka na lutni, czarodziejki
zasadzają się na cnotę Geralta a czarny charakter zabija bo jest
zły. Brakuje mi prawdziwie diabolicznego Vilgefortza, Ciri -
rozdartej i zbuntowanej nastolatki, dziwacznego Regisa - przykłady
można by mnożyć. To samo można powiedzieć o bohaterach
pobocznych - dawny cykl prezentował nam cały poczet królów,
magów, szpiegów i innych szemranych postaci, obecnie dramatis
personae - że się tak uczenie wyrażę - spowadza się do
kilkunastu pozycji. Otrzymujemy więc książkę bliższą pierwszym
opowiadaniom Sapkowskiemu (tomy “Miecz Przeznaczenia" i
"Ostatnie Życzenie") niż późniejszemu pięcioczęściowemu
cyklowi.
Tyle krytyki, teraz może nieco o
pozytywach. Przede wszystkim, Sapkowski nadal wie jak konstruować
dobre dialogi. Są żywe, często dowcipne i pełne słowiańskich
smaczków - życzę powodzenia tłumaczowi. Każdy bohater ma swój
styl i jest rozpoznawalny. Co jeszcze? Nikt chyba nie będzie
zaskoczony, jeśli powiem że mocnym punktem książki są sceny
walki - autor zawsze w tej kwestii prezentował bardzo mocny warsztat
i tym razem też bynajmniej nie rozczarowuje. Krwawe popisy Geralta
nadal robią wrażenie i wywołają dreszczyk satysfakcji u każdego
miłośnika średniowiecznej batalistyki. Przede wszystkim, jak za
dawnych lat, autor doskonale potrafi oddać zimne okrucieństwo i
kontrolowaną agresję Wiedźmina, który sprowokowany staje się
niczym niebacznie nadepnięta kobra. W tej dziedzinie z Sapkowskim
rywalizować jest ciężko - ze znanych mi pisarzy potrafi to
właściwie tylko Abercrombie, którego "scena z monetą" w "Best
Served Cold" jest moim osobistym punktem odniesienia w tej
dziedzinie.
I tak oto dobrnęliśmy do końca tejże
recenzji i do nieuchronnej konkluzji - czy warto skusić się na "Sezon
Burz" i czy powrót po latach nie zakończył się, jak to
często w życiu bywa, niesmakiem i rozczarowaniem. Odpowiem tak -
dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki i takiego Geralta jak
kilkanaście lat temu już nie ma i nie będzie. Obyło się jednak
bez obciachu i powstała całkiem znośna lektura po którą warto w
wolnej chwili sięgnąć.
Moja ocena: 3+/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz