Steven Erikson "Ogrody księżyca"
data pierwszego wydania: 1999 r.
stron: 497 (edycja cyfrowa Amazon)
przeczytane: 31.01.2014 r.
Relacja łącząca mnie z twórczością
Eriksona jest nieco specyficzna. Jestem wielkim fanem fantasy i
książki tego typu mogę pochłaniać w dowolnych ilościach, jednak
z cyklem “Malazańskiej księgi poległych” nigdy nie było mi po
drodze – a jest on przecież jednym z bardziej znanych obok “Koła
czasu” R. Jordana czy “Pieśni lodu i ognia” G.R.R. Martina.
Jordana nie trawię, Martina uwielbiam, przyszedł wreszcie czas aby
wyrobić sobie opinię na temat Eriksona.
Pierwszy tom serii, czyli “Ogrody
księżyca” wpadł mi w ręce jakoś niedługo po polskiej
premierze, czyli na przełomie 2000 i 2001 roku. Leżał cierpliwie i
czekał na swoją kolej, aż wreszcie po trzech czy czterech latach
zaginął podczas jednej z wielu w tamtych czasach przeprowadzek. Nie
lepiej wiodło się wersji elektronicznej, która spoczywała w
czeluściach mojego Kindla aż do dziś. Po prostu zawsze akurat coś
stawało na przeszkodzie... Odkładanie Eriksona na przysłowiowe
“jutro” trwało tak długo, że myślałem że już nigdy w życiu
nie uda mi się tego cyklu rozpocząć.
Pewnego dnia jednak planety ustawiły
się w odpowiednim porządku i wreszcie zabrałem się do pracy. Tak,
do pracy. Poczytajcie recenzje i komentarze – szybko zobaczycie, że
“Ogrody” otacza już niemal legenda, której przedmiotem jest
absurdalny poziom skomplikowania opowieści. Bardzo wiele osób
jeszcze w połowie pierwszego tomu odpuszcza sobie dalszą przygodę
z Imperium Malazańskim, sam Erikson straszy i przestrzega, że na
początku będzie pod górkę, zarazem obiecując wyjątkowe
doznania, jeśli tylko przebrniemy przez wstępne trudności.
Te wszystkie opinie są w znacznym
stopniu uzasadnione. “Ogrody księżyca” są piekielnie
skomplikowane i wymagają ogromnego skupienia. Postaram się wam
pokrótce wytłumaczyć na czym cała trudność polega. Erikson wraz
ze swym przyjacielem Ianem C. Esslemontem stworzył przeogromny,
dopracowany w najdrobniejszych detalach świat, który przez lata
ewoluował jako tło dla autorskiego systemu RPG, następnie
scenariusz serialu, potem dopiero jako cykl książek. W tenże
wielki świat wpadamy bez żadnego przygotowania. Ze wszystkich stron
atakują fakty historyczne i geograficzne, nowe rasy, system magii i
wreszcie cała siatki misternych intryg i politycznych zależności.
Znaczną część tych informacji otrzymujemy gdzieś między
wierszami, na przykład w jakimś pozornie mało znaczącym dialogu,
który później okazuje się kluczowy dla zrozumienia wielu
wydarzeń. Puzzle trzeba pracowicie poskładać samemu, autor w
przedmowie podkreśla, że nie ma zamiaru nikogo karmić łyżeczką.
Efekt jest dokładnie taki, jakbyśmy rozpoczęli czytanie jakiejś
stosunkowo skomplikowanej serii od, dajmy na to, setnej strony
czwartego tomu. Albo jeszcze inaczej – to tak, jakby sięgnąć po
ambitną pozycję typu “historical fiction” osadzoną w realiach
o których nie mamy zielonego pojęcia. Tak zwany czeski film.
Sytuacja stopniowo rozjaśnia się w miarę lektury ale tylko
nieznacznie - nie każdemu starczy samozaparcia, to dość
specyficzna forma rozrywki.
Książka rusza od pierwszego zdania w
zawrotnym tempie, otwierając jednocześnie kilka kluczowych wątków,
które stopniowo zaczynają zmierzać do wspólnego punktu. Erikson
nie traci czasu na żadne rozwklekłe opisy przyrody tudzież inne
dywagacje, lecz goni na łeb na szyję poprzez gąszcz wydarzeń.
Tłem historii jest wojenna kampania, którą Imperium Malazańskie
prowadzi na kontynencie Genabackis. Imperium to stosunkowo młody
twór polityczny (liczy sobie zaledwie jedno stulecie) i na wzór
choćby starożytnego Rzymu, rozwija się przez agresywny podbój i
aneksję swoich sąsiadów. Dotychczasowe wyprawy zbrojne były
niekwestionowanym sukcesem, jednak na Genabackis sprawy zaczynają
się trochę komplikować. Opór najeźdźcom stawiają już co
prawda tylko dwa istotne strategicznie miasta – Pale i Darudżystan,
ale ich zdobycie nie będzie bynajmniej sprawą prostą. I w tym
punkcie rozpoczyna się właściwa opowieść. Koleje toczącej się
wojny poznajemy z punktu widzenia kilku bohaterów. Młody i nieco
idealistyczny oficer o szlacheckich korzeniach, Ganoes Stabro Paran,
wykonuje tajemniczą misję zleconą mu niespodziewanie przez prawą
rękę samej cesarzowej Laseen. Zaprawieni w bojach żołnierze
elitarnej i otoczonej legendą formacji Podpalaczy Mostów pod
dowództwem sierżanta Whiskeyjacka wyruszają do Darudżystanu aby
“zmiękczyć” miasto przed właściwym oblężeniem. Bitewna
czarodziejka Tattersail zostaje wplątana w śmiertelnie
niebezpieczne intrygi na najwyższych szczeblach władzy. I tak dalej
– wszystkich linii fabularnych nie ma sensu w tym miejscu
przytaczać. Splatają się one w każdym razie w spektakularnym
finale, po którym losy kontynentu Genabackis i całego Imperium
ulegną znaczącej zmianie. Z pewnością na każdym wrażenie zrobi rozmach kreowanej historii i dbałość o mikroskopijne wręcz szczegóły. Interesująca jest też charakteryzacja kilku bohaterów, mi szczególnie przypadł do gustu przechodzący wewnętrzną przemianę kapitan Paran oraz tajemniczy lord Anomander Rake.
Skonstruowane przeze mnie naprędce
podsumowanie zahacza może o 30% wątków i wydarzeń mających
miejsce w tej powieści. W ten sposób możecie sobie z grubsza
wyrobić zdanie na temat stopnia zagmatwania “Ogrodów”. Pytanie
więc, czy warto się aż tak wysilać? Ja osobiście wstrzymam się
z oceną i przeczytam jeszcze co najmniej ze dwa tomy. Niech znawcy
“Malazańskiej księgi poległych” poprawią mnie jeśli się
mylę, ale część pierwsza sprawia wrażenie niezwykle
rozbudowanego prologu, który daje wyłącznie przedsmak tego, co
może się dalej wydarzyć. Z niejednego źródła zresztą
słyszałem, że w kolejnych częściach opowieść wspaniale się
rozkręca i warto wykazać się cierpliwością. Cała ta zabawa
przypomina mi jedną z moich ulubionych rozrywek z dzieciństwa
– zagadkę-rysowankę typu “połącz kropki”. W “Ogrodach
księżyca” otrzymujemy więc całe mrowie chaotycznie
porozrzucanych kropek, z których bardzo powoli wyłania się jakiś
obraz. Liczę na to, że w kolejnym tomach nabierze on ostrości i
powali mnie na kolana, tak jak obiecuje wielu fanów autora.
Moja ocena: 3/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz