Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

czwartek, 9 stycznia 2014

Śródziemie wersja 2.0. Raymond E. Feist “Magician”.

Raymond E. Feist “Magician”

data wydania: pierwsza publikacja 1982 r.; 10.09.2012r. (e-book)
Stron: 704 (kindle edition)
wydawca: Harper Voyager
przeczytane: 09.01.2014 r.

Pod tytułem “Magician” kryją się zebrane w obszerną całość dwa pierwsze tomy niemłodej już sagi “Riftwar”. Stworzony przez Feista świat Midkemii znany jest z pewnością wielu osobom, które bliżej zetknęły się z klasycznym fantasy. Gatunek ten na potrzeby niniejszej krótkiej recenzji ochrzcimy mianem “sakiew”. Czemu “sakwy”? Autorem tej uroczej klasyfikacji jest moja małżonka, która znużona już nieco lekturą dwóch monstrualnych tasiemców – serii o wiedźminie Geralcie oraz siedmu tomów “Mrocznej wieży” Kinga – zaprotestowała przeciwko dalszemu czytaniu książek, w których są tylko w kółko sakwy, rzemienie, sztylety i łuki, tęskniąc za bohaterami którzy np. korzystają z telefonu tudzież komputera. Dyskusja była długa, dobrego imienia “sakiew” broniłem do upadłego, tak czy inaczej – nazewnictwo pozostało u nas do dziś.

Ten przydługi wstęp był mi niezbędny, aby móc teraz stwiedzić, że twórczość Feista to “sakwy” w najczystszej postaci – spodziewajcie się elfów, krasnoludów, dużo białej broni i szlacheckich tytułów, a także licznych podróży po lesie, górach i wszelkich innych zdradzieckich terenach. Autor może nawet nieco przesadził z trzymaniem się kanonu - “nawiązania” do Tolkiena mogą budzić lekkie zażenowanie i nie wiem czy bardziej na miejscu nie byłoby określenie ich wręcz plagiatem. Co powiecie przyładowo na to? Drużyna zmierzająca z ważną dla losów całego królestwa misją musi przedostać się na drugą stronę łańcucha górskiego. Zła pogoda i inne przeszkody sprawiają jednak, że jedyna droga prowadzi przez dawno opuszczoną krasnoludzką kopalnię – oczywiście zamieszkałą przez potwory. Przytaczam tu najbardziej ordynarną kalkę z “Władcy pierścieni” ale podobnych przypadków jest nieco więcej. Przewodni motyw niepozornego chłopaka znikąd (koniecznie sieroty!), który w wyniku niezwykłego splotu okoliczności zostaje uczniem maga i w wyniku kolejnego, jeszcze bardziej niezwykłego szeregu wydarzeń staje się jedną z osób o decydującym wpływie na losy całej Midkemii również trudno uznać za oryginalny czy szczególnie błyskotliwy. Nawet będący najbardziej charakterystycznym wyróżnikiem tej książki wątek wojny dwóch równolegle istniejących światów (nieco na wzór inwazji obcych) – traci na wyjątkowości, gdyż Feist tworząc tło dla atakującego Midkemię imperium nie wysilając się zbytnio zaadaptował realia japońskie, zamiast zaproponować coś, czego jeszcze nie było.

Czy to wszystko oznacza, że “Magician” jest słabą książką? Ależ w żadnym wypadku! Jeśli podejdziecie do całości z lekkim dystansem, oczekując rozrywki i przygody zamiast popisu kreatywności, to okaże się że lektura jest wyjątkowo przyjemna. Powodem tego jest całkiem przyzwoity warsztat pisarza połączony z super szybką akcją – płynie ona wartko, nie ma absolutnie żadnych dłużyzn, wszystko co nie jest kluczowe dla fabuły Feist bezlitośnie pomija, nierzadko przeskakując do przodu o całe miesiące czy lata. Powstaje więc swego rodzaju kocioł, w którym mieszają się bitwy lądowe i morskie, magia, intryga, strategia, podróże, złodzieje, smoki, gobliny i... uff... nawet nie wiem, kiedy przeleciało te 700 stron.


Moja ocena: 4-/6  

2 komentarze:

  1. uśmiałam się i aż nabrałam ochoty na jakąś niezobowiązującą przygodę z sakwami ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma się z czego śmiać, sama prawda! Jak pragniesz sakiew najwyższej próby to zabierz się w końcu za "Narrenturm" albo za Rothfussa - czyli nową szkołę sakiew :P

      Usuń