Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

piątek, 7 marca 2014

Strachy na lachy. David Annandale "Gethsemane Hall".

David Annandale "Gethsemane Hall".

data pierwszego wydania: 04.09.2012 r.
stron: 304
przeczytane: 07.03.2014 r.

Motyw nawiedzonego domu przewijał się w książkach, filmach i grach niezliczoną ilość razy. Jest coś niezwykle pociągającego w wizji zaszytego w ciemnym lesie zwalistego wiktoriańskiego gmachu, w którym rozlegają się zagadkowe dźwięki, nocą słychać szepty i kroki w pustych pokojach a schody zamiast do piwnicy prowadzą w ciemną otchłań. Kilku autorom udało się tę wizję zaserwować w perfekcyjny sposób. Shirley Jackson w klasycznym “The Haunting of Hill House” czy Stephen King w “Lśnieniu” udowadniają, że bazując na naprawdę prostym schemacie można osiągnąć doskonały efekt i stworzyć książkę, którą kolejni czytelnicy będą się zachwycać przez dziesięciolecia. Znacznie łatwiej jest jednak takie przedsięwzięcie spaprać.

“Gethsemane Hall” to niestety dobry przykład horroru mocno nieudanego. Książka kuleje pod wieloma względami. Po pierwsze – automatyczna dyskwalifikacja za umiejętności pisarskie, które są wyjątkowo kiepskie. Pan Annandale pisze niezgrabnymi, kwadratowymi zdaniami i miesza w dziwaczny sposób konwencje, stara się silić na przyciężką, gotycką stylizację, po to aby za chwilę upchnąć w tekście pseudozabawny wtręt w stylu amerykańskich komedii. Okropne. Fabuła stoi na podobnym, niskim poziomie – pierwsza połowa opowieści jest znośna i jako czytadło z dreszczykiem do wieczornej herbaty sprawdza się nawet akceptowalnie. Pobudki bohaterów, które skłoniły ich do zagłębienia się w tajemnice upiornego Gethsemane Hall należy co prawda traktować z przymrużeniem oka, ale w tego typu opowieści powierzchowność postaci potencjalnie nie przekreśla dobrej zabawy. Dalej jednak autor wpada w mocno dziwaczne rejony, sięgając po wątki religijne i filozoficzne, co zupełnie mu nie wychodzi, ostatecznie otrzymujemy więc bełkot uwieńczony absurdalnym zakończeniem.

Dłużej nad tym tytułem pastwić się nie będę - ogólnie rzecz biorąc wystawianie książkom negatywnych opinii nie sprawia mi żadnej przyjemności, bo zdaję sobie sprawę, że autor “chciał dobrze” i że włożył w całe przedsięwzięcie niezerową ilość pracy. Dlatego opuśćmy już zasłonę milczenia i do zobaczenia przy następnej, lepszej lekturze. Aha, żeby nie było całkiem negatywnie, okładka jest niezwykle sugestywna i estetyczna, może to jakieś pocieszenie...


Moja ocena: 2-/6

2 komentarze:

  1. To znajdź mi jakąś świetną książkę o nawiedzonym domu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lśnienie! Co prawda jest nie o domu a o hotelu... ale można to uznać ;) Nie będziesz żałować na pewno, to jeden z najlepszych horrorów na świecie!

      Usuń