data pierwszego wydania: 04.09.2012 r.
stron: 304
przeczytane: 07.03.2014 r.
Motyw nawiedzonego domu przewijał się
w książkach, filmach i grach niezliczoną ilość razy. Jest
coś niezwykle pociągającego w wizji zaszytego w ciemnym lesie
zwalistego wiktoriańskiego gmachu, w którym rozlegają
się zagadkowe dźwięki, nocą słychać szepty i kroki w
pustych pokojach a schody zamiast do piwnicy prowadzą w ciemną
otchłań. Kilku autorom udało się tę wizję zaserwować w
perfekcyjny sposób. Shirley Jackson w klasycznym “The Haunting of
Hill House” czy Stephen King w “Lśnieniu” udowadniają, że
bazując na naprawdę prostym schemacie można osiągnąć doskonały
efekt i stworzyć książkę, którą kolejni czytelnicy będą się
zachwycać przez dziesięciolecia. Znacznie łatwiej jest jednak
takie przedsięwzięcie spaprać.
“Gethsemane Hall” to niestety dobry
przykład horroru mocno nieudanego. Książka kuleje pod wieloma
względami. Po pierwsze – automatyczna dyskwalifikacja za
umiejętności pisarskie, które są wyjątkowo kiepskie. Pan
Annandale pisze niezgrabnymi, kwadratowymi zdaniami i miesza w
dziwaczny sposób konwencje, stara się silić na przyciężką,
gotycką stylizację, po to aby za chwilę upchnąć w tekście
pseudozabawny wtręt w stylu amerykańskich komedii. Okropne. Fabuła
stoi na podobnym, niskim poziomie – pierwsza połowa opowieści
jest znośna i jako czytadło z dreszczykiem do wieczornej herbaty
sprawdza się nawet akceptowalnie. Pobudki bohaterów, które
skłoniły ich do zagłębienia się w tajemnice upiornego Gethsemane
Hall należy co prawda traktować z przymrużeniem oka, ale w tego
typu opowieści powierzchowność postaci potencjalnie nie przekreśla
dobrej zabawy. Dalej jednak autor wpada w mocno dziwaczne rejony,
sięgając po wątki religijne i filozoficzne, co zupełnie mu nie
wychodzi, ostatecznie otrzymujemy więc bełkot uwieńczony
absurdalnym zakończeniem.
Dłużej nad tym tytułem pastwić się
nie będę - ogólnie rzecz biorąc wystawianie książkom
negatywnych opinii nie sprawia mi żadnej przyjemności, bo zdaję
sobie sprawę, że autor “chciał dobrze” i że włożył w całe
przedsięwzięcie niezerową ilość pracy. Dlatego opuśćmy już
zasłonę milczenia i do zobaczenia przy następnej, lepszej
lekturze. Aha, żeby nie było całkiem negatywnie, okładka jest
niezwykle sugestywna i estetyczna, może to jakieś pocieszenie...
Moja ocena: 2-/6
To znajdź mi jakąś świetną książkę o nawiedzonym domu!
OdpowiedzUsuńLśnienie! Co prawda jest nie o domu a o hotelu... ale można to uznać ;) Nie będziesz żałować na pewno, to jeden z najlepszych horrorów na świecie!
Usuń