Drop Down MenusCSS Drop Down MenuPure CSS Dropdown Menu

czwartek, 3 kwietnia 2014

Całkiem przyzwoity start. Den Patrick "The boy with the porcelain blade".

Den Patrick "The boy with the porcelain blade"

data pierwszego wydania: 20.03.2014 r.
stron: 336
przeczytane: 31.03.2014 r.

Przyznam, że dałem się złapać na kilka prostych marketingowych numerów, które sprawiły, że ta charakteryzująca się niecodziennym tytułem książka już w dniu premiery zagościła na mym Kindlu. Po pierwsze dumny slogan - "Locke Lamorra meets Gormenghast". Ja na jakąkolwiek wzmiankę o Lamorze i Gentleman Bastards reaguję natychmiastowym skokiem ciśnienia - książki Scotta Lyncha są dla mnie wielkim objawieniem, więc nie mogłem koło takiej obietnicy przejść obojętnie. Po drugie, powieść firmuje wydawnictwo Gollancz - prawdziwy bastion fantasy i S/F, obecnie w kooperacji z takimi tytanami jak Joe Abercrombie, Patrick Rothfuss czy wreszcie wspomniany Lynch. Cóż mam więc do stracenia oprócz kilku dolarów i dwóch czy trzech wieczorów?

"The boy with the porcelain blade" jest praktycznie rzecz biorąc debiutem - to pierwsza pełnowymiarowa nowela Dena Patricka, który wcześniej opublikował kilka krótkich pozycji związanych z grami RPG i bitewnymi. Książka ma stanowić zaczątek dłuższego cyklu, oczywiście daty wydawania kolejnych części nie są jeszcze znane. Pierwszy tom sprawdza się jednak wystarczająco dobrze jako zamknięta całość - zakończenie nie zawiesza nas nad przepaścią i nie sprawia, że przeżywamy męki wyczekując kontynuacji, tak jak się to dzieje chociaż we wciąż nieukończonej "Grze o tron".

Brawa dla autora za stworzenie wyrazistego i interesującego tła. Scenografia stanowi ciekawy koktajl renesansowych i barokowych smaczków, to wszystko utrzymane głównie w tonacji włoskiej jeśli chodzi o nazewnictwo i doprawione bardzo solidną porcją mroku i groteski. Wyobraźcie sobie XVI-wieczną Wenecję lub Florencję w krzywym zwierciadle Tima Burtona... Taka mieszanka mnie przekonuje, przedstawiony świat jest naprawdę klimatyczny i chce się w nim przebywać razem z równie interesującym głównym bohaterem. Lucien, bo tak właśnie brzmi jego imię, należy do tak zwanych orfano, pojawiających się nie wiadomo skąd porzuconych dzieci, których ciała są dziwacznie zniekształcone. Takich osobników w krainie zwanej Landfall żyje obecnie kilkoro, z jednej strony otoczeni są pogardą, z drugiej zrodzonych ze strachu szacunkiem. Wiadomo, że orfano przeznaczono jakąś szczególną rolę, przysługuje im najlepsza edukacja i wszelkie wygody, co wynika z bezpośrednich instrukcji samego króla. Problem w tym, że zamiary władcy wobec podrzutków są okryte tajemnicą - od niepamiętnych czasów nie widział go na oczy nikt oprócz bezimiennego sługi zwanego majordomo.

Nasz Lucien ma więc na głowie całkiem sporo. Musi lawirować pomiędzy śmiertelnie niebezpiecznymi intrygami głównych szlacheckich rodów, radzić sobie z intensywną nauką i jeszcze bardziej niebezpiecznymi testami, w których można stracić nie tylko honor ale i życie, uporać się z pierwszym młodzieńczym zauroczeniem, które nijak ma się do politycznych zamiarów jego protektorów, lecz przede wszystkim pragnie odkryć tajemnicę swojego pochodzenia i swojej odmienności. Z tego wynika oczywiście mnóstwo różnych komplikacji, które ja osobiście z dużą przyjemnością śledziłem.

A więc debiut na naprawdę wysokim poziomie. Książka nie jest jednak bez wad. Mi bardzo przeszkadzał tok narracji, polegający na tym, że co rozdział następuje przeskok w czasie - raz do 'współczesności', raz do wczesnej młodości i dzieciństwa Luciena. Zamiast kreować napięcie, sprawia to że struktura opowieści staje się szarpana i chaotyczna. Jest to zjawisko na tyle upierdliwe, że moją osobistą ocenę obniżam o cały punkt. A więc...

... ostateczna ocena: 4/6



2 komentarze:

  1. czasem ten manewr ze skokami w czasie ma sens, ale zwykle faktycznie mota i wprowadza chaos (vide: „Lost”...)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w lostach jest ok, tu psuje rytm - co rozdział to skok, bez żadnego wyjątku

      Usuń