data pierwszego wydania: 01.01.2012 r.
stron: 509
przeczytane: 17.05.2014 r.
Jedną z moich niezliczonych spraw do
załatwienia w życiu jest znalezienie idealnej książki
postapokaliptycznej. Poszukiwania trwają z mniejszymi lub większymi
sukcesami od dobrych paru lat i jak na razie w czołówce rankingu
znajduje się Cormac McCarthy - TUTAJ możecie przeczytac dlaczego. Dalej czuję jednak niedosyt i mam
wrażenie, że w tej dziedzinie pozostało sporo do odkrycia. Gdy
widzę więc nową pozycję traktującą o świecie zdziesiątkowanym
przez nuklearny konflikt lub wyjątkowo skutecznego wirusa, nie
trzeba mnie długo namawiać.
“Wool Omnibus” to zbiór
zawierający wszystkie pięć nowel rozpoczętego w 2011 roku cyklu.
Tak naprawdę to jedna obszerna powieść, podział na kilka części
wynika z tego, w jaki sposób utwór był opublikowany. Jest to dość
ciekawy przypadek – wprost z amerykańskiego snu “od pucybuta do
milionera”. Absolutnie nieznany Hugh Howey opublikował pierwszą
odsłonę cyklu własnym sumptem, za pomocą systemu Kindle Direct
Publishing obsługiwanego oczywiście przez Amazona. Większość
tego typu przedsięwzięć, pozbawionych promocyjnego wsparcia
korporacyjno-wydawniczej machiny, ginie w mrokach historii, tym razem
jednak zdarzyło się coś niezwykłego – publiczność za oceanem
oszalała na punkcie “wełny”. Posypały się zachwyty fanów,
pełne uznania recenzje, wreszcie komercyjny sukces całej operacji –
autor zarobił na swoim dziele setki tysięcy USD a na horyzoncie
jest już ponoć hollywoodzka ekranizacja. Z mojej strony szczerze
gratulacje – zawsze cieszy mnie, gdy ktoś swoją pasję i talent
potrafi udanie skonfrontować z twardymi realiami rynku.
No dobrze, czyli biznesowo na pięć z
plusem. Ale czy po przebiciu się przez otoczkę wirusowego
marketingu dostajemy rzeczywiście solidną książkę? Z tym jak
wiadomo bywa różnie i często ilość zachwytów w mediach
społecznościowych jest odwrotnie proporcjonalna do jakości utworu.
Moje odczucia w tym przypadku są szczęśliwie dość pozytywne,
choć nie bez zastrzeżeń.
Opowieść traktuje o grupie ludzi
żyjących w gigantycznym podziemnym silosie, stanowiącym ostatni
bastion cywilizacji w świecie zgładzonym przez bliżej nieokreślony
kataklizm lub wojnę. Licząca sobie znacznie ponad sto pięter
konstrukcja została wyposażona we wszelkie niezbędne do
przetrwania instalacje – generatory prądu, uprawy roślin,
uzdatnianie wody. Wewnątrz funkcjonuje iście orwellowskie
społeczeństwo. Przyrost populacji jest ze zrozumiałych powodów
ściśle kontrolowany – małżeństwa muszą uczestniczyć w
loterii, w której stawką jest formalna zgodna na posiadanie
potomstwa. Świat zewnętrzny stanowi całkowite tabu – wyrażenie
chęci opuszczenia silosu jest obok np. zabójstwa jednym z cięższych
przewinień, jakich można się według panującego prawa
dopuścić. Karą za najsurowsze naruszenia kodeksu jest wydalenie ze
schronu – zwane zwyczajowo “czyszczeniem”. Skąd takie
określenie? Delikwent otrzymuje skafander umożliwiający
przetrwanie nędznych kilku minut w skrajnie toksycznej atmosferze i
wyrusza w swoją ostatnią drogę. Przestrzegany jak dotąd od
niepamiętnych czasów obyczaj stanowi, iż skazaniec ma za zadanie
oczyścić z kurzu, pyłu i wszelkiego brudu zestaw kamer,
stanowiących jedyne okno na świat dla mieszkańców silosu.
Książka zgodnie ze starą szkołą
Hitchcocka rozpoczyna się od trzęsienia ziemi – a konkretnie od
przeprowadzanej właśnie w drodze “czyszczenia” egzekucji.
Dotyczy ona nie byle kogo, bo samego szeryfa i jak się później
okaże, uruchomi ciąg wydarzeń, który zmieni losy mieszkańców
schronu na zawsze. Mająca zastąpić poprzedniego stróża prawa
dziewczyna lubuje się w szeroko pojętym wsadzaniu kija w mrowisko i
sama prosi się o kłopoty, wyciągając na światło dzienne
rzeczy, które miały pozostać na zawsze ukryte. Okazuje się, że
panujący w silosie pozorny porządek kryje pod spodem mroczne
tajemnice.
Akcja toczy się w ekspresowym tempie,
zwalniając tylko na moment w drugiej części powieści, by potem
ruszyć ze zdwojoną dynamiką. Możecie spodziewać się licznych
nagłych zwrotów, niespodziewanych wolt i mocnych akcentów –
żaden z głównych bohaterów nie może liczyć na zbytnią
pobłażliwość autora. Mój mózg nie jest jednak w stanie
zaakceptować kilku zbyt wygodnych i zbyt niewiarygodnych zbiegów
okoliczności, które popychają bohaterów na nowe tory i forsują
fabułę naprzód nieco na siłę i w nienaturalny sposób. Na przykład wybór
głównej bohaterki na szeryfa. Oraz jej przypadkowo nawiązana relacja z
Lukasem, który również przypadkowo trafia w samo centrum
politycznego przewrotu mającego wstrząsnąć silosową
społecznością. Nie przepadam za narracją ulepioną z takich nie
do końca logicznie umotywowanych, losowych zdarzeń. Nie przemawia do mnie również idea "czyszczenia", to że każdy skazaniec pokornie i konformistycznie podporządkowuje się rytuałowi. To oczywiście bardziej złożona kwestia, której dobrze nie jestem w stanie przybliżyć bez poważnych spoilerów. Mimo wszystko ja nie poczułem się przekonany. Jeśli jednak
jesteście w stanie przymknąć na te niedoskonałości oko i na chwilę odwiesić
zamiłowanie do silnych związków przyczynowo -skutkowych na kołek,
książka powinna Wam przypaść do gustu. Ja daję ocenę
dostateczną.
Moja ocena: 3+/6
wiesz, że jestem specjalistką od nieznoszenia ciężkiego klimatu nieprawdopodobieństw w książkach, filmach i serialach. więc Cię rozumiem. szkoda, że to są te wady, bo cała reszta bardzo zachęcająca! i wcale się nie dziwię, że ktoś chce zekranizować tę powieść – nie tylko Ty kochasz postapokaliptyczny klimat, świat go pożąda! :D
OdpowiedzUsuń